Fragmenty


PIĘKNI PROZAICZNI

Wszystkim Pięknym,
którzy uważają się za Prozaicznych.

Od autora

            Piękni Prozaiczni, to książka, która zdarzyła się.

Na taki obrót spraw, autor może czekać bardzo długo. Jednak kiedy wena siada na ramieniu, coś podobnego po prostu się zdarza. Autor jak zwykle ma wątpliwości co do treści i jakości, stawiając odwieczne pytanie, czy się spodoba. Z innej perspektywy bywa, że akt tworzenia domaga się wyrażenia i trzeba przelać na papier wewnętrzną rzekę. W mniemaniu autora, w każdym z nas ukryty jest Piękny Prozaiczny. Choć proza życia, często maluje się szarymi kolorami, to są tacy, którzy malują zupełnie inaczej. I również, w tym literackim zdarzeniu, zamiar był taki, by odkryć to, co każdego dnia pokrywa się kurzem.

Odnajdziesz tutaj siebie? Będę zadowolony, jeśli tak. Zapraszam już… do lektury… najlepiej wieczorem.

Mariusz Bober

Siedliszcze, dn.08.04.2017

Dom Twórczej Pracy

PROLOG

1.

            “Piękni Prozaiczni”. Czy to jest dobry tytuł na książkę? Czy na tyle dobry, by książka się sprzedała?
Bo w samym założeniu nie chodzi o chwałę autora. Założenie jest inne. Chce się uniknąć wyświechtanego tematu. Bo po co pisać kolejną książkę, która wyciska łzy, czy zostawia refleksję?

A przecież to, co domaga się wyrażenia, co absolutnie kłóci się z komercją, to pragnienie złożenia hołdu “Pięknym Prozaicznym”. Ludzkim sercom, uczuciom i wrażliwości. Być może jest potrzeba by napisać książkę, która domaga się powołania do życia i dlatego powstaje. Gdzieś ociera się o młode pokolenie, lecz zawiera coś ponad pokolenia.

Wprawdzie wybudowano mury i miasta zwyczajności, to pośród nich, mimo wszystko, mieszkają “Piękni Prozaiczni”.

Zdeptane po świecie ścieżki usiadły przy pierwszych stronach tej książki. Mówią:

 – Wiele nas. Mądrymi chciałyśmy być.

Nic z tego. Czy szukały czegoś, czego znaleźć nie mogły? Zmęczenie ścieżek to kroki ludzi, szeptające rozmiarami butów. Tak wiele podobnych rozmiarów, tak wiele już śladów, które wycisnęli inni. Również zdeptane. Nie wiadomo skąd wiodły. Zdeptane mimo wszystko. A przecież jednym ze śladów, mógł być Jego ślad. Ślad “Pięknego Prozaicznego”.

 Nie wypada brać zapłaty za ludzkie serca, które piszą swoją historię. Bo przecież to oni zamieszkują miasta zwyczajności, zachwycając się własnymi murami. Dbają o jego szczelność. Nikomu nie wolno zaglądać.

– Zostaw, to moje. To mój mur. A to ja. Zwyczajny w zwyczajnym mieście. Wielu tu takich, bo takie miasto. I cóż Ci do tego. Pozostaw nas.

Wieczorami gniotą palące się świece, taplając palce w gorącym wosku. Jak małe dzieci. Czasami zasypiają, na stole, przy świecy. Budząc się rano, przerażeni, że nie spłonęli. Ale nie, świeca czuwa. Kończy się powoli. Na koniec pozostawia woskowe rzeźby. Po dniu robią to samo. Gniotą świece.

Ot, piękna opowieść o ludziach, która być może wydarzyła się naprawdę. Piękna? Można sobie założyć brzydotę, może się sprawdzi, gdzieniegdzie.

Trudno, bo znajdą się i tacy, którzy wolą brzydotę. A cóż to jest ta brzydota? Kawałek siebie którego nienawidzę? Osnuję jednak opowieść wokół piękna, bo tak zdecydowałem.

Nie! Nie przejdę obojętnie obok brzydoty, bo i ją znam. Bo niejeden śpieszny krok poznałem, który mówił:

 – Tak, tak ja też ją widziałem. Przechodziła obok tego baru, o tam za rogiem.

Pokazał palcem, szybko odszedł.

Zapisałem na skrawku papieru to, co powiedział, by nie uleciało mi z pamięci,… o tam za rogiem… pokazał palcem… szybko odszedł. Mam zapisałem. Teraz nie zapomnę.

Był też sobie taki mur, pod którym często stałem i gapiłem się w niebo. A niebo czasami odpowiadało:

 – No i czego tak się na mnie gapisz!? Nieba nie widziałeś? Zawsze odpowiadałem:
– Bo takie błękitne jesteś.

 Obrażało się, a przecież prawdę mu mówiłem. Innym razem pływały sobie po nim chmurki. Rubaszną minę wtedy miało. Bo nikt nie mógł patrzeć na nie w całej krasie.

 – I co w tym takiego pięknego, gapić się w niebo?

Zagadywał do mnie zawsze Zwyczajny. Zazwyczaj odpowiadałem głupio.

– Bo ja wiem. Jakoś głowa sama do tyłu i gapienie się samo wychodzi. A co pięknego w nim? Choć skąd do głowy Ci przyszło, że ja gapię się w niebo…

Zwyczajny odszedł. Zbiłem go z tropu czy co?